Buraki znalazły się na rysunkach dekorujących ściany największego burdelu w starożytnych Pompejach, pomiędzy niewybrednymi, bardzo odważnymi obrazami erotycznymi, które w dzisiejszych czasach z pewnością uznane zostałyby za pornografię, a część z nich mogłaby ocierać się nawet o granicę legalności. Pytanie samo się nasuwa - skąd pomysł na to, aby w takim kontekście osadzić te niewinne warzywa?

Mniej więcej dwa tysiące lat temu, bogowie przemówili do Rzymian - ich gniew doprowadził do tego, że w południowej części Półwyspu Apenińskiego doszło do nagłej i niespodziewanej erupcji Wezuwiusza. Popioły i materiał wulkaniczny pokryły całą okolicę, w tym pobliskie Pompeje, o których każdy z nas słyszał i każdy uczył się w szkole. To co było tragedią dla mieszkańców, wiele wieków później okazało się nie lada gratką dla historyków, po tym jak w tym rejonie rozpoczęły się prace archeologiczne. Odkrycia miały być nieocenionym źródłem informacji o tym, jak w tamtych czasach żyli ludzie, miały pomóc lepiej zrozumieć ich zwyczaje i dostarczyć jednoznacznych odpowiedzi na wiele otwartych pytań.

Faktycznie tak się stało, ponieważ miasto zostało bardzo dobrze zachowane, ale przy okazji wyszło też na jaw, że zwyczaje i podejście do życia w starożytnym świecie było jeszcze bardziej bezpruderyjne niż się przedtem wydawało. Na każdym kroku znajdowano obrazy, figury i posągi, które budziły oburzenie i zgorszenie - do tego stopnia, że zgromadzone artefakty zostały w pewnym momencie zamknięte w Sekretnym Muzeum w Neapolu (Gabinetto Segreto), a freski na ścianach antycznego miasta schowane za metalowymi kasetami. Ostatecznie cała zachowana sztuka erotyczna z tego okresu jest w pełni dostępna dla odwiedzających mniej więcej od dwudziestu lat.
Okazało się też, że w Pompejach dość dobrze funkcjonowały domy publiczne. Było ich całkiem sporo, a największy z nich był obiektem z dziesięcioma prywatnymi pokojami. Prostytutki nazywane były tam wilczycami, a samo miejsce cielesnych uciech określane było mianem wilczej nory, czyli Lupanar (albo Lupanare Grande). Do dzisiaj można tam znaleźć obrazy, które obecnie uznane zostałyby za pornograficzne, a także fragmenty cenników i grafitti opisujące wspomnienia klientów. Wśród tego wszystkiego uważny obserwator dostrzeże również… buraki!
Skąd wzięły się tam te niewinne warzywa? Otóż starożytni Rzymianie wierzyli, że buraki są jednym z najskuteczniejszych afrodyzjaków oraz że regularne ich jedzenie jest niezawodnym sposobem na długie utrzymanie fizycznego piękna. Kto wie, być może były one spożywane również właśnie w Lupanare Grande.
My buraki jemy dlatego, że bardzo je lubimy - pod różną postacią, ale jedną z naszych specjalności jest właśnie krem z pieczonych buraków z miodem.
Czego potrzeba (przepis na 4 porcje)?
8 średniej wielkości buraków
200 ml świeżego soku z buraków
2 łyżki miodu
150g koziego, białego sera
Orzeszki pinii - mniej więcej jedna płaska łyżka na każdy talerz
Świeże zioła - najlepiej sprawdza się kolendra
Oliwa z oliwek
No i co dalej?
Buraki obieramy i każdy z nich nacinamy od góry - tak jak byśmy chcieli przeciąć na ćwiartki, ale nie przecinamy do końca
Każdy z buraków układamy na osobnym kawałku folii aluminiowej, do środka wkładamy po kilka listków kolendry i wlewamy trochę oliwy z oliwek
Zawijamy każdego buraka osobno i wkładamy do pieca rozgrzanego do temperatury 180°C na około 2 godziny
W garnku rozgrzewamy oliwę z oliwek i karmelizujemy na niej 2 łyżki miodu
Dorzucamy upieczone buraki i dolewamy świeży sok z buraków. Na koniec zalewamy wodą tak, żeby całkowicie je przykryć. Przyprawiamy solą oraz pieprzem i podgrzewamy.
Całość miksujemy, tak aby otrzymać gładki krem i gotowe. Pozostaje już tylko nałożenie na talerze, ale zanim to nastąpi...
Ser kroimy w małą kosteczkę i dzielimy na cztery talerze. Posypujemy orzeszkami pinii oraz świeżymi listkami kolendry i teraz możemy nalewać nasz krem z buraków
Zajadamy bez opamiętania!